Św. Elżbieta Węgierska
Życiorys
Święta Elżbieta Węgierska urodziła się w 1207 roku w Bratysławie lub na zamku w Sàrospatak, w królewskim domu Arpadów. Była córką króla węgierskiego, Andrzeja II i Gertrudy z Andechs-Meran, rodzonej siostry św. Jadwigi Śląskiej. Miała zaledwie cztery lata, kiedy średniowiecznym zwyczajem została zaręczona z Ludwikiem IV, synem Hermana, langdrafa Turyngii i Hesji, hrabiego-palatyna saskiego. W 1211 roku przybyła na dwór w Wartburgu, gdzie z wielką starannością wychowywała ją Zofia z Witelsbachów, druga żona langdrafa Hermana.
Po dwóch latach szczęśliwego dzieciństwa w nowej ojczyźnie Elżbietę dochodzi wieść o nieszczęśliwej śmierci swojej matki. Niespodziewany cios sprawia, że zaczyna się zmieniać, staje się dzieckiem bardziej skupionym i zwróconym z tęsknotą ku Bogu. Również z relacji Gudy, towarzyszki usługującej Elżbiecie, dowiadujemy się o niezrozumieniu, z jakim mała księżna spotykała m.in. ze strony landgrafini Zofii, którą raziła jej religijność.
Elżbietę od najmłodszych lat pociągało pragnienie podobania się jedynie Bogu. Często bywała w zamkowej kaplicy, wiele rozmyślając o Bogu i o kruchości życia. Była dzieckiem bardzo żywiołowym, niezależnym i czuła w sobie rodzącą się chęć imponowania, toteż praktykowała różnego rodzaju umartwienia, by utrzymać siebie w pokorze i poskromić swoją wolę. Otaczała się także towarzystwem biednych, służących i chłopek, którym chętnie udzielała wsparcia. Na książęcym dworze przyjmowano to najpierw z drwiną, później z oburzeniem, a nieraz i z otwartą walką.
Biografowie Elżbiety podają jako klasyczny przykład jej pokory pewne zdarzenie z uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny: „Elżbieta i Agnieszka, siostra jej narzeczonego – pisze Dytrych von Apolda – wzrastały razem i tak samo się ubierały. Tego dnia wspaniale wystrojone i według zwyczaju przybrane w złoto i drogie kamienie, poszły z księżną Zofią do kościoła i zajęły miejsce w stallach. Tam to Elżbieta zdjęła swą koronę i złożyła obok, nakładając ją dopiero po skończonym nabożeństwie. Gdy z tego powodu księżna Zofia wyraziła swe zdumienie, dziewczynka odpowiedziała: „Jakże ja marne, powstałe z ziemi stworzenie, mam stać wyniośle w obliczu mego Boga i Króla, Jezusa Chrystusa cierniem ukoronowanego, ubrana w urągającą Mu koronę?”
Na pewno przez takie postępowanie stawała się bezwiednie dla otoczenia denerwującym wezwaniem do refleksji. Ona sama, cierpliwie przyjmując docinki przygotowywała się na przyjęcie trudniejszych doświadczeń, które miała przynieść jej przyszłość.
Ludwikowi odradzano poślubienia księżniczki. Ojciec Elżbiety, Andrzej II nie martwił się losem dziecka. Elżbieta, pozbawiona ludzkiej pomocy, bezbronna, zrozumiała kruchość światowych splendorów, zmienność opinii ludzkiej i wierność miłości Chrystusa, u którego szukała pokoju i umocnienia.
Pomimo przeciwności była dziewczyną radosną, żywą, energiczną, a przy tym poważną, opanowaną, o niesłychanej sile woli. Powściągając ludzkie ambicje, które mogły przerodzić się w egoizm stanowczo i mocno ukierunkowała się na Boga. Oparta o Jego łaskę potrafiła oprzeć się pokusom hołdującego bogactwom dworu książęcemu.
Po dziesięciu latach pobytu Elżbiety na zamku wartburgskim, w 1221 roku Ludwik, który kochał ją bardzo, pomimo nacisków ze strony matki i dworu, by odesłać narzeczoną ojcu, poślubił ją.
W małżeństwie Elżbieta idzie pod prąd ówczesnym wzorcom „dziewiczych związków”, tak rozpowszechnionym, choćby we własnej rodzinie. Jest bratową błogosławionej Salomei, księżnej krakowskiej; w tym samym czasie żyje jej bratanica, święta Kinga, małżonka Bolesława Wstydliwego. W swym dążeniu do doskonałości ukazuje przedziwną mądrość, jest sobą, nie ulega pobożnemu naśladownictwu. Ta umiejętność pozostawania sobą i stała pogoda ducha są jej najbardziej charakterystycznym rysem. Wewnętrzna prawość i wierność łasce nie pozwoliła zmylić jej życiowej drogi. Czuła, że jest powołana do małżeństwa, ale w tym powołaniu umiała znaleźć dla siebie sposób wewnętrznej wolności i uszlachetniania tego, co było w niej zbyt naturalne. W tym celu wstawała nocą z łóżka, klękała obok i pogrążała się w modlitwie lub dla miłości do Chrystusa kazała się biczować.
Powiedziała pewnego razu do Izentrudy: „Stroję się nie przez próżność cielesną, lecz ze względu na Boga, aby nie dać memu małżonkowi okazji do niechęci czy grzechu, gdyby mu się we mnie miało coś nie podobać. Chcę, by miłością małżeńską kochał tylko mnie jedną, abyśmy w równym stopniu mogli oczekiwać wiecznej nagrody od Tego, który małżeństwo uświęcił”.
Natomiast, kiedy Ludwik przebywał poza domem, Elżbieta przywdziewała strój wdowi. Tu widać najgłębszy sens jej życia – miłość do męża, miłość bliźniego i miłość Boga. Kochała całym sercem. Zawarte małżeństwo należało do szczęśliwych związków małżeńskich. Urodziło się z niego troje dzieci, mianowicie w 1222 roku Herman, w 1224 roku Zofia, a w 1227 roku Gertruda.
W 1224 roku po raz pierwszy zetknęła się z Braćmi Mniejszymi. Jeden z nich, brat Rüdiger stał się dla Elżbiety przewodnikiem w sprawach duchowych, wpajając w jej duszę ideały franciszkańskiej pobożności. To spotkanie z duchem św. Franciszka z Asyżu pociągało ją coraz głębiej w przestrzeń Jezusowego ubóstwa i pomagało jej w coraz większej pokorze i w oderwaniu od siebie, odpowiadać na zew Miłości, która dała się ukrzyżować, by przywrócić człowieka Bogu.
W 1225 roku poznała księdza Konrada, który pełnił w Niemczech obowiązki komisarza apostolskiego. Mimo jego mocnego prowadzenia nie dała się sprowadzić z franciszkańskiej drogi. Jej dwórka, Izentruda zeznaje: „Za zgodą męża Elżbieta ślubowała magistrowi Konradowi posłuszeństwo w tym, co nie naruszało jej praw małżeńskich. Złożyła również na jego ręce warunkowy ślub czystości w wypadku, gdyby została wdową. Ten akt dokonał się w klasztorze św. Katarzyny w Eisenach. Później magister Konrad rozkazał jej pod posłuszeństwem korzystać tylko z takich dochodów, co do których prawego pochodzenia była w sumieniu pewna. Stąd przy książęcym stole zrezygnowała bezwzględnie ze wszystkiego, co pochodziło z podatków i było egzekwowane przez urzędników. Jadła jedynie to, o czym wiedziała, że pochodzi z własnych dóbr jej męża.
Jej mąż, Ludwik w 1225 roku wyruszył na służbę u cesarza Fryderyka II w Italii. Podczas jego dwuletniej nieobecności w księstwie, Niemcy nawiedziła klęska nieurodzaju i głodu. Wielkie gromady ludzkie przesuwały się przez księstwa w poszukiwaniu pożywienia. Elżbieta, czując się odpowiedzialną śpieszyła z pomocą wszystkim głodnym i chorym. Sama osobiście wydzielała żywność ze spichrzów zamkowych i z pomocą dwóch dwórek obsługiwała chorych.
Kiedy Ludwik wracał z cesarskiego dworu, zarządca wraz z marszałkiem dworu oskarżyli Księżną o opróżnienie spichrzów. On jednak, choć może nie zawsze rozumiał małżonkę, wierzył w słuszność jej poczynań.
Ich małżeńskie szczęście doznało niebawem bolesnego wstrząsu. Ludwik w 1227 roku wyruszył na wyprawę krzyżową do Ziemi Świętej. Po kilku miesiącach, w Brindisi zachorował na febrę i zmarł 11 września tegoż roku. Elżbieta, dowiedziawszy się o tym doznała szoku. Mając zaledwie dwadzieścia lat została wdową. Znalazła się też w trudnej sytuacji. Młodszy brat Ludwika nie rozumiał jej postępowania i z niechęcią odnosił się do jej praktyk religijnych.
Jej decyzja odejścia z zamku była powzięta świadomie. Odeszła z dziećmi. Tułaczka, jakiej wtedy doznała była dla trudnym doświadczeniem. Jednakże w tym wszystkim Elżbieta umiała dostrzec Boże działanie. Bóg właśnie w tych przeciwnościach dopuszczał ją do coraz głębszej więzi ze Sobą i odsłaniał przed nią coraz wyraźniej tajemnicę jej przeznaczenia.
Na prośbę swej ciotki Matyldy, opatki klasztoru w Kitzingen przebywała tam krótko, by następnie na zaproszenie wuja, biskupa Eckberta przyjąć jego opiekę w Eisenach. Wuj próbował namówić ją do poślubienia cesarza Fryderyka, z czego księżna wymówiła się.
Po wielu przeszkodach udało się jej w 1228 roku przenieść się do Marburga w Hesji, gdzie mieszkał jej spowiednik Konrad. Tu Elżbieta coraz wyraźniej widziała, że Bóg wzywa ją do samotności i życia we wspólnocie z biednymi i chorymi. Tu też w Wielki Piątek złożyła ślub wyrzeczenia się świata. Za radą spowiednika oddała swoje dzieci na odpowiednie dla nich wychowanie. Przez cały ten okres z wielkim poświęceniem spełniała uczynki miłosierne. Czuła, że jest to jej prawdziwe powołanie. W tym celu założyła szpital p.w. św. Franciszka z Asyżu, gdzie osobiście służyła chorym. Zmarła z wyczerpania 17 listopada 1231 roku.
STAŁA I ROZPOWSZECHNIONA OPINIA ŚWIĘTOŚCI
Po śmierci sława jej świętości była tak wielka, że na jej grób zaczęły przychodzić pielgrzymki. Żyła krótko, bo tylko dwadzieścia cztery lata, ale w tym swoim krótkim życiu potrafiła niesamowicie rozwinąć głębię wewnętrznego życia. Jej spowiednik, Konrad z Marburga napisał w 1232 roku do papieża Grzegorza IX ciekawe słowa: „Raro vidi mulierem magis contemplativam” – rzadko widziałem niewiastę bardziej kontemplującą, Bogu oddaną, bogomyślną!
Modliła się wiele, najczęściej gdzieś w odosobnieniu. Takim drogim dla niej miejscem modlitwy była np. pustelnia we wsi Schröck, gdzie w szczególny sposób czuła się przenikniętą Bożą obecnością. Odznaczała się szczególnym umiłowaniem Eucharystii i miłością do Maryi.
Była wierna Bogu w całym swoim życiu, jako wierna żona, kochająca matka, wdowa, tercjarka zakonna. Ludziom swoich czasów pokazała, że można być i księżną i służącą zarazem. Umiłowawszy Chrystusa, szczególnie ukrzyżowanego, przeżywała Jego samego w cierpiących i uciskanych.
Naśladowała Jezusa przede wszystkim w trzech znamiennych dla niej cnotach: w miłosierdziu, ubóstwie i w radości. Przepełniona duchem miłosierdzia przekraczała wszelkie konwenanse, przyjmowała upokorzenia i cierpienie. Pomimo niezrozumienia i sprzeciwów konsekwentnie, odważnie i na całego zostawiała wszystko, co ukochała.
Potomność nazwała ją „Opiekunką ubogich”. Elżbieta nie tylko była wspaniałomyślna wobec biednych, ale jako księżna uczyniła milowy krok dalej: ona sama była przy nich, dawała samą siebie. Jej dwórka, Izentruda, wspominając nieubłaganą postawę ks. Konrada wobec służenia księżnej biednym, mówi: Zawsze, gdy przeszkadzano jej udzielać jałmużn czy kąpać trędowatych lub innych zanieczyszczonych chorych, pod wpływem wewnętrznego współczucia i ogromnego miłosierdzia, wychodziła jakby z siebie i to odchorowywała.
Św. Edyta Stein w wygłoszonym wykładzie w Wiedniu w 1931 roku bardzo trafnie ukazała Elżbietę: „Siedem stuleci doświadczało mocy jej wstawiennictwa przed Bogiem i czerpało inspirację z przykładu jej życia. Również w naszych czasach pełnych gorzkich zewnętrznych i wewnętrznych bied, ona, Anioł miłosierdzia, niech nam udzieli pociechy i pomocy. Bowiem chwiejnym i błądzącym ukazuje wyraźnie, gdzie należy szukać wiecznej gwiazdy przewodniej. Przebywając przez całe życie jako niezrozumiana cudzoziemka w obcym kraju, przypomina nam, że wszyscy na tym świecie żyjemy niby obcy, nie posiadający żadnej innej prawdziwej ojczyzny, jak tylko królestwo Ojca Niebieskiego. […] Droga, którą Elżbieta podążała bezbłędnie i bez ustanku, wzywa i nas, by na nią wejść i przekroczywszy to, co nienaturalne, powrócić do natury i wznieść się ponad nią w nadprzyrodzoność, w samo łono Przenajświętszej Trójcy.”
GŁOS KOŚCIOŁA
Konrad z Marburga, od 1225 roku spowiednik Elżbiety, po jej śmierci sam wszczął starania o wyniesienie ją na ołtarze. W liście „Epistola” z 1232 roku do papieża Grzegorza IX pisał: „Całe życie była pocieszycielką ubogich. […] Hojnie rozdzielała dary miłości wszystkim, którzy prosili ją o wsparcie nie tylko na tym miejscu, ale na każdym innym podlegającym władzy jej małżonka. Wszystkie dochody, pochodzące z czterech księstw swego małżonka, wyczerpała do tego stopnia, iż w końcu na potrzeby ubogich nakazywała sprzedawać klejnoty i kosztowne szaty.
Dwa razy na dzień, rankiem i wieczorem, miała zwyczaj odwiedzać chorych. Osobiście posługiwała tym, którzy cierpieli na odrażające choroby, podawała posiłek jednym, poprawiała posłanie drugim, niektórych dźwigała na ramionach i spełniała wiele innych dobroczynnych posług. […] Na koniec po śmierci swego małżonka, starając się o jak największą doskonałość, pośród wielu łez prosiła mnie, abym pozwolił jej wędrować od drzwi do drzwi i prosić o jałmużnę.
W Wielki Piątek, kiedy ołtarze były obnażone, złożywszy ręce na ołtarzu, w kaplicy swego miasta, dokąd sprowadziła Braci Mniejszych, w obecności świadków wyrzekła się własnej woli i tego wszystkiego, co Zbawiciel w Ewangelii zalecał porzucić. […]
Wobec Boga stwierdzam, że pomimo jej czynnego życia rzadko spotykałem niewiastę, która by w tak wysokim stopniu obdarzona była darem kontemplacji. Niektórzy zakonnicy i zakonnice zauważali często, iż kiedy powracała z modlitewnego odosobnienia, jej twarz jaśniała niezwykle, a oczy błyszczały jakby promieniami światła”.
Ponadto ks. Konrad przyznawał, że w stosunku do Elżbiety był zbyt twardy i prawniczy, i nie zawsze rozumiał jej miłosierną służbę. Teraz, kiedy przejrzał, chciałby na nowo, z jej pomocą budować swój duchowy świat.
Papież Grzegorz IX, w odpowiedzi na ten list przesłał zarządzenie ks. Konradowi, aby ten wraz z Zygfrydem, arcybiskupem Moguncji, i opatem cysterskim Rajmundem von Erberbach zebrał i przesłuchał sumiennie świadków, dokładnie zbadał życie i dzieła swojej świątobliwej penitentki oraz spisał wszystkie cuda zdziałane za jej przyczyną. W liście do Konrada podzielił się m.in. radością: „[…]chwalebny Artysta, […] swą Służebnicę Elżbietę, sławnej pamięci naszą ukochaną córkę w Chrystusie, księżną Turyngii, według prawa natury kruchą i słabą kobietę, lecz przez dar swej łaski, w służbie Jego świętego Imienia silną i nieśmiertelną, wyrwał z nędzy tego świata i przeniósł w chóry wyższych duchów, objawiając chwałę udzielonej jej szczęśliwości przez wspaniałe znaki”.
Konrad z Marburga, z ogromnym zaangażowaniem spełnił polecenie Ojca św. W niecały rok po śmierci Elżbiety zebrał wszystkie zaprzysiężone świadectwa. Tutaj źródłowe podstawy do kanonizacji stanowiły przede wszystkim wypowiedzi dziewcząt usługujących księżnej oraz protokół o cudach dziejących się przy grobie Elżbiety. Do tych zeznań dołączył krótkie Summa vitae, opracowane na podstawie własnych wspomnień. Wysyłając, pisał do papieża: „Otrzymaliśmy list Waszej Świątobliwości, zobowiązujący nas dla chwały Bożej do złożenia świadectwa o wszystkim, co możemy potwierdzić o życiu, usposobieniu i cudach zdziałanych przez przyczynę landgrafini Elżbiety. Ten apostolski nakaz wypełniliśmy posłusznie, przesłuchując wiarygodnych świadków. […]Ich słowa spisaliśmy, aby Wasza Świątobliwość mógł własnymi oczyma je przeczytać i na ich podstawie wydać osąd”.
Niestety, ks. Konrad nie doczekał się za życia jej kanonizacji. Zginął, zamordowany 30 lipca 1233, gdy wracał z Moguncji do Marburga. Z tej też przyczyny proces kanonizacyjny odwlekł się o dwa lata. Odbył się wiosną 1235 roku w Perugii, gdzie przebywał papież. Ojciec św. przyjął delegację z Turyngii, która przywiozła wszystkie dokumenty dotyczące heroiczności cnót Elżbiety. Wobec dworu papieskiego jeszcze raz przeglądnięto spisane fakty i jednogłośnie opowiedziano się za kanonizacją Elżbiety. Sama uroczystość odbyła się w Perugii 26 maja 1235, zaledwie cztery lata po śmierci księżnej.
1 czerwca 1235 roku papież Grzegorz IX wydał Bullę, która wysławiała życie Elżbiety, jej cnoty, jak i zdziałane za jej przyczyną cuda. W Bulli podał do wiadomości:
„Zalecamy całemu Kościołowi i wszystkim wiernym, aby obchodzili jej święto w dniu 19 listopada, będącym dniem jej zejścia z tego świata, dniem tryumfu, w którym skruszywszy więzy śmierci, przeszła do błogosławionego portu, do zdroju szczęścia i wiecznej radości; abyśmy modląc się tego dnia do niej, mogli za jej przyczyną otrzymać choćby promyk łaski. […]
Nadto, mocą udzielonej nam władzy, aby wszystkim wiernym dać uczestnictwo w skarbach i rozkoszach Niebieskiego Dworu, na chwałę Boga Najwyższego, Syna Jego Jednorodzonego i dla uczczenia grobu Jego wiernej oblubienicy, pełni ufności w miłosierdzie Wszechmogącego, władzą błogosławionych Apostołów Piotra i Pawła oraz naszą, udzielamy miłościwie odpustu roku i czterdziestu dni tym wszystkim, którzy ze skruchą spowiadać się będą w oktawie jej święta, nawiedzą grób św. Elżbiety i pobożnie się przy nim pomodlą.
Pod jej wezwaniem stawiano liczne kościoły, kaplice, ołtarze. Poświęcano jej również szpitale. Dokument papieża Marcina V z 9 maja 1285 roku wspomina taki szpital przy kościele w Kaschau.
Około roku 1236 Cesariusz z von Heisterbach dał do rąk czcicieli Świętej Opiekunki ubogich i chorych jej żywot „Vita sanctae Elisabeth” oraz następne jego opracowanie „Sermo de Translatione Beate Elisabeth” w oparciu o rzetelnych świadków.
Oficjum brewiarzowe ku jej czci obowiązuje już od 1290 roku. W średniowieczu co roku jej święto obchodzono uroczyście w całym Kościele. Od 1279 roku franciszkanie w Litanii do Wszystkich Świętych wymieniali jej imię. Papież Grzegorz IX ułożył ku jej czci formularz mszalny, a jego następcy, Innocenty IV i Sykstus IV rozszerzyli odpusty za nawiedzenie w jej święto świątyni franciszkańskiej.
CUDA – GŁOS BOŻY
O wielu dziejących się cudach u grobu Świętej dowiadujemy się z protokołu: Libellus de dictis quattuor ancillarum i Epistola examinatorum miraculum. Wyglądało na to, że prawdziwa jej działalność zaczęła się po śmierci.
Do jednego z pierwszych cudów można zaliczyć uzdrowienie z depresji cysterskiego zakonnika, który w dwa dni po jej pogrzebie modlił się u grobu. Prosząc ją gorąco o pomoc, poczuł się nagle uwolniony od choroby. Innym cudem było duchowe uzdrowienie wysoko postawionego prałata z niewoli zmysłów. Uzdrowienia natury wewnętrznej szły w parze z cudami zewnętrznymi. Cały tłum biednych nieszczęśników zbiegał się u jej grobu, by potem dzięki jej wstawiennictwu w niebie wracać zdrowym na ciele i duszy.
W dokumentach marburskich został zanotowany m.in. taki cud, który został zaprzysiężony przed komisją: mieszkaniec tego miasta, czterdziestoletni Henryk stracił zupełnie wzrok. W niespełna piętnaście dni, będąc przy grobie świętej księżnej, zapalając świecę złożył jej obietnicę, że jeśli wyprosi mu odzyskanie wzroku, będzie wspomagał założony przez nią szpital. Zaraz też odzyskał wzrok.
Jeszcze innym cudem, też zaprzysiężonym było uzdrowienie chłopca niewidomego od urodzenia. Stało się to podczas kazania ks. Konrada, w Wielki Czwartek 1232 roku. Kiedy matka chłopca przecierała mu oczy ziemią z grobu Świętej, skóra pokrywająca oczodoły pękła i spod niej ukazały się małe oczka, jeszcze mętne. Aby sprawdzić, pokazano mu pieniążek, który następnie wrzucono do garnka. Mały bez trudu wyciągnął go. Z czasem jego oczy nabrały normalnego wyglądu.
Komisja, którą papież Grzegorz IX powołał dla zbadania życia Elżbiety i cudów, jakie miały się dziać na jej grobie, stwierdziła około 60 niezwykłych wypadków.
PRZESŁANIE DUSZPASTERSKIE
Ojciec św. Grzegorz IX w Bulli wydanej dnia 1 czerwca 1235 roku z okazji kanonizacji św. Elżbiety, napisał:
Błogosławionej pamięci Elżbieta, królewna węgierska i księżna Turyngii, rozważała i zrozumiała tę cudowną ekonomię naszego zbawienia. Postanowiła mężnie podążać śladami Zbawiciela i ze wszystkich sił starać się o nabycie cnót. Stała się godną łaski i światła Bożego, którym jasno i obficie została oświecona. Od zarania swego życia aż po jego zmrok nie ustawała w podejmowaniu aktów miłości Boga i bliźniego. Ta miłość tak bardzo w jej sercu płonęła i takim rozgorzała płomieniem, iż je całkowicie pochłonęła. […]
Oświecona i rozjaśniona tą miłością, Elżbieta okazała się prawdziwą córką Ewangelii, widząc w osobie bliźnich – Jezusa, którego jedynie i nade wszystko miłowała. Również do bliźnich wielką płonęła miłością i miłosierdziem, iż za rozkosz uważała otaczanie się biednymi, rozmowę z nimi i przestawanie. Największą zaś litość okazywała chorym, opuszczonym i dotkniętym tak wstrętnymi dolegliwościami, że wszyscy od niej stronili. Wspierała ich hojnie i sowicie, sama ubożejąc, gdyż oddała im cały swój majątek, wszystkie dobra. […]
Elżbieta nie tylko dawała ubogim hojne jałmużny, nie tylko ogołociła dla zaopatrzenia ich potrzeb swe spichlerze, kufry i worki, ale i sobie od ust odejmowała; praktykowała ustawicznie posty i umartwienia, odmawiała sobie wszelkich wygód, cierpiała głód i niedostatek rzeczy najkonieczniejszych. Cnoty te tym większą miały zasługę, że były pełnione z czystej pobudki miłości i pobożności, pośród wielu przeciwności i prześladowań. […]
O Niewiasto błogosławiona! O Pani godna podziwu! O słodka Elżbieto! Jak słusznie nosisz to piękne imię oznaczające „Boże nasycenie”! Ty bowiem prawdziwie nasyciłaś swoim miłosierdziem głodne wnętrze Boga w ubogich, tych żywych członkach najukochańszego Syna. […]
O błogosławiona i szlachetna Wdowo, płodniejsza w cnoty bardziej podczas świątobliwego wdowieństwa, niż gdy żyłaś w stanie małżeńskim. […]
Nie pomnąc na swą książęcą godność zniżyła się (Elżbieta) do wykonywania najniższych prac służebnych. […] Postępując w czystości, prostocie i niewinności, wzrastała ustawicznie w łasce, wydając jej owoce poprzez zbożne i miłosierne uczynki.
BIBLIOGRAFIA
Graf von Montalambert, Żywot św. Elżbiety, Kraków 1881;
Szottowa, Św. Elżbieta Węgierska, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań, 1935
Wincenty Urban, Na tropach świętej Elżbiety, Wrocław, 1978;
Św. Elżbieta Węgierska, w : Encyklopedia katolicka, t. 4, Lublin 1985, s. 914;
Immakulata Adamska OCD, Miłosierdzie, ubóstwo, radość, wyd. Total Druk, Poznań 2002.
Postać św. Elżbiety Węgierskiej – wzoru dla ludzi sprawujących przewodnią rolę w społeczeństwie, przypomniał Benedykt XVI podczas audiencji ogólnej 20 października 2010 r. w Watykanie. Zaznaczył, że sprawowanie władzy na każdym poziomie powinno być posługą sprawiedliwości i miłosierdzia w nieustannym poszukiwaniu dobra wspólnego. Na Placu św. Piotra zgromadziło się około 22 tys. wiernych z całego świata.
Drodzy bracia i siostry,
Chciałbym wam dziś opowiedzieć o jednej z kobiet średniowiecza, która wzbudziła wielki podziw. Chodzi o św. Elżbietę Węgierską, nazywaną także Elżbietą z Turyngii.
Urodziła się w roku 1207, przy czym historycy dyskutują, gdzie to się wydarzyło. Jej ojcem był Andrzej II, bogaty i potężny król Węgier, który, by umocnić więzy polityczne, poślubił niemiecką księżniczkę Gertrudę z Andechs-Meran, siostrę św. Jadwigi, małżonki księcia śląskiego. Elżbieta żyła na dworze węgierskim jedynie przez pierwsze cztery lata swego dzieciństwa, wraz z siostrą i trzema braćmi. Lubiła zabawę, muzykę i taniec. Wiernie odmawiała swe modlitwy i już wykazywała szczególną wrażliwość na ubogich, którym pomagała dobrym słowem lub gestem sympatii.
Jej szczęśliwe dzieciństwo zostało gwałtownie przerwane, gdy z dalekiej Turyngii przybyli rycerze, by zawieźć ją do jej nowej siedziby w środkowych Niemczech. Zgodnie bowiem ze zwyczajami tamtych czasów jej ojciec postanowił, że Elżbieta stanie się księżniczką Turyngii. Landgraf lub książę tego regionu był jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych władców Europy na początku XIII wieku, a jego zamek był ośrodkiem kultury i świetności. Ale za uroczystościami i pozorną świetnością skrywały się ambicje władców feudalnych, często toczących ze sobą wojny oraz skłóconych z władzą królewską i cesarską. W tym kontekście landgraf Hermann przyjął z zadowoleniem zaręczyny swego syna Ludwika z księżniczką węgierską. Elżbieta opuściła swą ojczyznę z bogatym posagiem i wielkim orszakiem, łącznie ze swymi osobistymi służącymi, z których dwie pozostaną jej wiernymi przyjaciółkami aż do końca. To właśnie one pozostawiły nam cenne informacje o dzieciństwie i życiu Świętej.
Po długiej podróży przybyli do Eisenach, by następnie udać się do twierdzy Wartburg – potężnego zamku górującego nad miastem. Tam też odbyły się zaręczyny Ludwika i Elżbiety. W późniejszych latach, gdy Ludwik uczył się rycerstwa, Elżbieta i jej towarzyszki poznawały niemiecki, francuski, łacinę, muzykę, literaturę i haft. Mimo że zaręczyny nastąpiły z powodów politycznych, między dwojgiem młodych zrodziła się szczera miłość, ożywiana wiarą i pragnieniem pełnienia woli Bożej. W wieku 18 lat Ludwik, po śmierci ojca, zaczął panować w Turyngii. Elżbieta stała się jednak przedmiotem cichej krytyki, gdyż jej sposób zachowania nie odpowiadał życiu dworskiemu. I tak oto nawet uroczystość zawarcia małżeństwa nie była wystawna, a wydatki na ucztę zostały częściowo przekazane na ubogich. W swej głębokiej wrażliwości Elżbieta dostrzegała sprzeczności między wyznawaną wiarą a praktyką chrześcijańską. Nie znosiła kompromisów. Kiedyś po wejściu do kościoła w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, zdjęła koronę, złożyła ją pod krzyżem i położyła się u jego stóp z zakrytą twarzą. Gdy teściowa skarciła ją za ten gest, odpowiedziała: „Jak mogę ja, nędzne stworzenie, nadal nosić koronę ziemskich godności, gdy widzę mego Króla Jezusa Chrystusa w cierniowej koronie?”.
Tak jak zachowywała się przed Bogiem, tak samo zachowywała się wobec swoich poddanych. Wśród „Wypowiedzi czterech służebnic” znajdujemy następujące świadectwo: „Nie spożywała pokarmów, dopóki nie była pewna, że pochodzą z majątku i legalnych dóbr jej męża. Powstrzymując się od dóbr nabytych nielegalnie, starała się również dać zadośćuczynienie tym, którzy doświadczyli przemocy” (nr 25 i 37). Jest ona prawdziwym wzorem dla tych wszystkich, którzy pełnią rolę przywódcze: sprawowanie władzy na każdym poziomie powinno być przeżywane jako służba sprawiedliwości i miłosierdziu, w ciągłym poszukiwaniu dobra wspólnego.
Elżbieta pilnie praktykowała dzieła miłosierdzia: poiła i karmiła tych, którzy pukali do jej drzwi, starała się dla nich o ubrania, spłacała długi, opiekowała się chorymi i grzebała zmarłych. Wychodząc ze swego zamku, często wraz ze służącymi udawała się do domów ludzi biednych, niosąc im chleb, mięso, mąkę i inne produkty. Osobiście dostarczała żywność i uważnie sprawdzała ubrania i pościel ubogich. O takim jej zachowaniu doniesiono mężowi, który nie tylko nie był tym rozczarowany, ale powiedział oskarżycielom: „Dopóki nie sprzedaje mi zamku, jestem z tego zadowolony”. W takim właśnie kontekście mieści się cud chleba zamienionego w róże: gdy Elżbieta szła ulicą z fartuchem pełnym chleba dla ubogich, spotkała męża, który zapytał ją, co niesie. Otworzyła fartuch, a zamiast chleba pojawiły się wspaniałe róże. Ten symbol miłosierdzia często jest obecny na wizerunkach św. Elżbiety.
Jej małżeństwo było bardzo szczęśliwe: Elżbieta pomagała mężowi w uwznioślaniu jego cech ludzkich do poziomu nadprzyrodzonego, on zaś z kolei chronił żonę w jej wielkoduszności wobec ubogich i w jej praktykach religijnych. Ludwik, podziwiając coraz bardziej wiarę małżonki, o jej trosce o ubogich powiedział „Droga Elżbieto, to Chrystusa obmyłaś, nakarmiłaś i o Niego zatroszczyłaś się”. Jasne świadectwo tego, jak wiara i miłość Boga i bliźniego umacniają życie rodzinne i pogłębiają więź małżeńską.
Młoda para znalazła duchowe wsparcie w Braciach Mniejszych, którzy od 1222 roku osiedlali się w Turyngii. Spośród nich Elżbieta wybrała na swego kierownika duchowego brata Rogera (Rüdigera). Gdy opowiedział jej historię nawrócenia młodego i zamożnego kupca Franciszka z Asyżu, Elżbieta nabrała jeszcze większego zapału na swej drodze życia chrześcijańskiego. Od tej chwili była jeszcze bardziej zdeterminowana, by naśladować Chrystusa ubogiego i ukrzyżowanego, obecnego w ubogich. Nawet kiedy narodził się pierwszy syn, po którym przyszli na świat dwaj następni, nasza święta nigdy nie zaniedbała swoich dzieł miłosierdzia. Pomogła między innymi Braciom Mniejszym w wybudowaniu klasztoru w Halberstadt, którego przełożonym został brat Roger. W ten sposób kierownikiem duchowym Elżbiety stał się Konrad z Marburga.
Trudną próbą było pożegnanie z mężem pod koniec czerwca 1227, gdy Ludwik IV dołączył do krucjaty cesarza Fryderyka II, przypominając małżonce, że jest to tradycją władców Turyngii. Elżbieta odpowiedziała: „Nie będę cię zatrzymywać. Dałam całą siebie Bogu, a teraz muszę dać także ciebie”. Jednakże gorączka zdziesiątkowała wojsko a Ludwik sam zachorował i zmarł w Otranto, jeszcze przed wejściem na pokład okrętu we wrześniu 1227 r., gdy miał dwadzieścia siedem lat. Gdy Elżbieta dowiedziała się o tym, była tak strapiona, że zamknęła się w samotności, później jednak, umocniona modlitwą i pocieszona nadzieją na ponowne spotkanie z nim w Niebie, zaczęła znów interesować się sprawami królestwa.
Czekała ją jednak jeszcze jedna próba: jej szwagier przywłaszczył sobie prawo do sprawowania władzy w Turyngii, ogłaszając się prawdziwym spadkobiercą Ludwika i oskarżając Elżbietę, że jest pobożną kobietą niezdolną do rządzenia. Młodą wdowę z trójką dzieci wypędzono z zamku Wartburg tak, iż zaczęła szukać schronienia. Pozostały z nią jedynie dwie służące, które jej towarzyszyły i powierzyły dzieci opiece przyjaciół Ludwika. Wędrując przez wioski Elżbieta pracowała tam, gdzie ją przyjęto, pomagając chorym, przędła i szyła. Podczas tej kalwarii, znoszonej z wielką wiarą, cierpliwością i zawierzeniem Bogu, niektórzy krewni, którzy pozostali wobec niej lojalni i uważali rządy jej szwagra za nielegalne, przywrócili jej dobre imię.
Tak więc Elżbieta na początku 1228 r. mogła otrzymać odpowiedni dochód, by schronić się na zamku rodziny w Marburgu, gdzie mieszkał także jej kierownik duchowy brat Konrad. To on poinformował papieża Grzegorza IX o następującym fakcie: „W Wielki Piątek w 1228 r., kładąc ręce na ołtarzu w kaplicy swego miasta Eisenach, gdzie przyjęła Braci Mniejszych, w obecności niektórych braci i krewnych Elżbieta zrezygnowała z własnej woli i wszystkich marności świata. Chciała również wyrzec się wszystkiego, co posiadała, ale odradziłem jej ze względu na miłość do ubogich. Wkrótce potem zbudowała szpital, zgromadziła chorych i kalekich i przy własnym stole usługiwała najnieszczęśliwszym i najbardziej opuszczonym. Gdy ją za to zganiłem, Elżbieta odpowiedziała, że od ubogich otrzymywała szczególną łaskę i pokorę” (Epistula magistri Conradi, 14-17).
Możemy dostrzec w tym stwierdzeniu pewne doświadczenie mistyczne podobne do tego, jakie przeżył święty Franciszek: Biedaczyna z Asyżu zaznaczył bowiem w swym testamencie, że posługując trędowatym, to, co wcześniej było gorzkie, zamieniło się w słodycz duszy i ciała (Testament, 1-3). Elżbieta spędziła ostatnie trzy lata w założonym przez siebie szpitalu, posługując chorym, czuwając przy umierających. Zawsze starała się wykonywać najbardziej upokarzające posługi i prace najbardziej odrażające. Stała się tą, którą moglibyśmy nazwać kobietą konsekrowaną pośród świata (soror in saeculo) i stworzyła, wraz z innymi swymi przyjaciółkami, ubranymi w szare habity, wspólnotę zakonną.
Nie przypadkiem jest patronką Trzeciego Zakonu Regularnego Świętego Franciszka i Świeckiego Zakonu Świeckiego.
W listopadzie 1231 dostała silnej gorączki. Kiedy rozniosła się wieść o jej chorobie, zbiegło się bardzo wielu ludzi, aby ją zobaczyć. Po dziesięciu dniach poprosiła o zamknięcie bramy, aby mogła pozostać sama z Bogiem. W nocy 17 listopada zasnęła słodko w Panu. Świadectwa o jej świętości były tak liczne i tak różnorodne, że już w cztery lata później papież Grzegorz IX ogłosił ją świętą i w tym samym roku konsekrowano w Marburgu piękny kościół ku jej czci.
Drodzy bracia i siostry, w postaci świętej Elżbiety widzimy, jak wiara i przyjaźń z Chrystusem tworzą poczucie sprawiedliwości, równości wszystkich, praw innych oraz tworzą miłość i miłosierdzie. Z tego miłosierdzia zaś rodzi się także nadzieja, pewność, że Chrystus nas miłuje i że Jego miłość czeka na nas i w ten sposób uzdalnia nas do naśladowania Chrystusa i dostrzegania Chrystusa w bliźnich. Święta Elżbieta zachęca nas do odkrywania na nowo Chrystusa, do miłowania Go, abyśmy mieli wiarę i w ten sposób odnajdywali prawdziwą sprawiedliwość i miłość, jak również radość, że pewnego dnia zostaniemy zanurzeni w miłości Bożej, w radości wieczności z Bogiem. Dziękuję.
*******
zob. Modlitwy do św. Elżbiety Węgierskiej
Święta Elżbieto
Święta Elżbieto, nasza Patronko
Święta Elżbieto, prowadź nas
Święta Elżbieto, nasza Patronko
W drugim człowieku Boga nam wskaż.
Ty któraś żyła tak dawno temu
Przynosisz ducha dziś nam
W biednym, ubogim, pogardzanym
Chrystusa widzieć naucz nas.
Świat dziś zamyka oczy na miłość
Która uwalnia z grzechu nas.
Ty nas poprowadź drogą wolności
Chrystusa widzieć naucz nas.
Elżbieto naucz nas
Twoje życie różami zaznaczone było
Choć Twa droga przez ciernie i pokutę wiodła
Miłość była Elżbieto Twą jedyną siłą,
która nigdy Cię nie zawiodła.
W Twoich dłoniach królewskich nie zabrakło chleba,
Byś nim zawsze podzielić mogła się z biednymi,
Dobre serce Twoje odbiciem było nieba
Które w Tobie objawiło się na ziemi
Ref:
Elżbieto naucz nas,
Jak życie różami ozdobić
Jak ludziom miłość dać
I w Bogu swe serce zatopić,
Elżbieto naucz nas
Jak Ewangelię wypełnić,
By stać się dobrym jak chleb
i ziemię w niebo przemienić
Jak Franciszek chodziłaś Ewangelii drogą
swe zaszczyty królewskie za nic uważałaś
kiedy w serce twoje padło Boże Słowo
dla Chrystusa ubóstwo wybrałaś
ucząc się Miłosierdzia jako wielkiej cnoty,
dzisiaj my, Twoje dzieci, za Tobą idziemy
Pragnąc, by nasze serca pełne były nieba
Które w nas objawi się na ziemi.
Szłaś po tej ziemi
Szłaś po tej ziemi jak promień słońca
podając wszystkim pomocną dłoń
serce rozdając jak bochen chleba
nie szczędząc czasu i pracy rąk.
ref:
O Elżbieto, o Elżbieto z Tobą miłość chcę światu nieść
siostro ma, o Elżbieto, o Elżbieto weź me dłonie i serce weź.
Znałaś tak dobrze ból samotności
Gorycz tęsknoty i smutku łzy,
lecz nie traciłaś Bożej radości
naucz mnie tak żyć jak żyłaś Ty.
Pozwól mi spłonąć w ogniu miłości,
nieść ludziom radość, ocierać łzy
i głosić światu całej ludzkości,
że przyjdą jeszcze słoneczne dni.
Święta Elżbieto nasza Patronko
- Święta Elżbieto, nasza Patronko
Twój duch wciąż żyje, żyje wśród nas
Widzimy to w każdym miejscu
Gdzie zagna życie nas. - Choć żyłaś na dworze w dalekim Wartburgu
Tak dawno tyle, tyle już lat
Idea Twa pozostała
Podziwia ją cały świat. - Rzuciłaś Elżbieto wygodne życie
Podałaś Bogu swoją dłoń
Całym sercem i duszą
Służyłaś biednym jak On. - Chwaliłaś Boga w cierpiącym człowieku
Modlitwą i pracą swoich rąk
Przywdziałaś habit zakonny
Bo chciałaś żyć tak jak On.
Zobacz innych świętych Franciszkańskich