W codziennej drodze z Jezusem

W codziennej drodze z Jezusem

I
Skazanie

Tylu ludzi nieraz lękało się Jezusa. Człowiek w stanie lęku może zdradzić, inaczej wybrać, niż mówi mu jego sumienie. W lęku można posunąć się do niszczenia drugiego, inaczej myślącego, inaczej patrzącego na życie.
Ludzie postanowili zamknąć usta Bogu. Tymczasem Jego milczenie i poniżenie odsłania Boga, który w taki właśnie sposób zawsze odnosi zwycięstwo. „Oto człowiek!” „Oto Bóg!” „Oto Miłość!” „Oto Prawda, która nas wyzwala”. Jezus skazany miłuje człowieka nie wiedzącego, niewidzącego, nie słyszącego siebie. Nie ten przegrywa, który jest skazany, lecz ci przegrywają, którzy skazują.

II
Wziął krzyż

Przyjęty krzyż otwiera przed nami niebo. Nie jest rzeczą możliwą chcieć krzyża, nie wierząc, że on do nieba prowadzi. Dotykając go, jego ostrych kantów nie odczuwamy jeszcze, że będzie dla nas źródłem pocieszenia i otwarcia oczu na to, czego nie mogliśmy zobaczyć, zrozumieć i przeżyć.
Jeśli przyjąć krzyż, to tylko w Imię Boże. I tylko ze świadomością, że On jest ze mną. I dlatego, że taka jest Jego wola. Nie przyjmiemy krzyża, gdy nie będzie w nas świadomości i mocnego odczucia, że jesteśmy kochani przez Boga. Jeśli Bóg mówi, że przyjęcie przez nas krzyża jest potrzebne, a nawet konieczne, to tak jest. Bóg wie, co mówi. On pierwszy wziął krzyż.

III
Pierwszy upadek

Upadki mają swój ukryty sens. Często wtedy otwierają się nam oczy i uszy na Boga. Serce staje się bardziej wrażliwe, gdy zostało poorane i zgnojone, jak ziemia przygotowana pod zasiew. Obolały na ciele, lecz odrodzony i przemieniony na duszy. Grzeszymy ciałem i duszą. Upadek jest jakimś otarciem się o tajemnicę piekła. Jest bolesnym rozdarciem i zranieniem, przez które wołamy o miłosierdzie.
W upadku nie chodzi o to, żeby przyzwyczaić się do grzechu, lecz do powstawania, odnoszenia zwycięstwa. Upadek człowieka jest tam, gdzie pojawia się grzech zapomnienia o Bogu. Powstanie pojawia się wówczas, gdy powraca nam pamięć na Jego obecność. Z każdym powstaniem z upadku łączy się wyznanie, nie tyle win, ile miłości.

IV
Spotkanie z Matką

Maryja stopniowo, na miarę upływu lat uświadamiała sobie, co znaczyło „Fiat” dla Niej i Jej Syna. Do czego to wszystko zmierzało. Teraz patrzy na największą miłość swojego życia, upokorzoną, odrzuconą przez ludzi, ośmieszaną, wzgardzoną. Matka nie odchodzi od dziecka, choćby cały świat sprzysiągł się przeciwko niemu. Jest z nim „na dobre i na złe”. To, co dokonywało się na Drodze krzyżowej, było potrzebne. Lecz rozumienie tego, nie uśmierzyło bólu serca.

Kolejny raz Matka mówi „Fiat”. Ofiara trwa. Z tego spotkania wychodzą umocnieni. Jest ból, ale jest przede wszystkim miłość Matki i Syna. Bólu nie można przeżywać samemu, lecz zawsze z kimś, kto nas rozumie, kto kocha. Cierpiąc, udzielają sobie wzajemnie siły do pójścia dalej. Obecność jest ważna. Nie trzeba mówić. Nie ma słowa, które mogłoby objąć cierpienie ogarniające serce Jezusa i Maryi. W tym cierpieniu i w tym milczeniu jest wołanie o miłość. Czy ktoś ją zrozumie i zdobędzie się na szaleństwo przyjęcia? Tylko bardzo kochając, można chcieć tak cierpieć.

V
Szymon pomaga

Ich wzrok spotkał się. Z oczu skazańca emanował pokój i ból. Na twarzy były zaschnięte łzy zmieszane z krwią. Uśmiechnął się. Zaraz potem bolesny skurcz pojawił się na twarzy. Schylił nisko głowę. Budził zaufanie. Był jakiś inny. Spojrzenie skazańca pozwoliło Szymonowi odczuć coś, co mógłby nazwać siłą, motywacją, chęcią do okazania pomocy. Gniew i złość zaczęły ustępować, a pojawiło się współczucie, litość.
W pewnej chwili Jezus zachwiał się. Szymon, mimo zmęczenia całodzienną pracą, odzyskał siły. Poczuł się mocny za siebie i skazańca. Jezus oburącz obejmował krzyż, opierając się na nim. Szymon nie odczuwał żalu, że tak wiele spadło na niego. Nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi, ale przypływ siły i pokój serca, jaki się w nim pojawił mówiły mu, że czegoś podobnego jeszcze w swoim długim życiu nie przeżył. Niósł krzyż, a stawał się silniejszym, a nie słabszym. To, co robił, uwolniło go od gniewu, buntu i złości, a w to miejsce pojawił się pokój, życzliwość dla skazańca. Zaczął go traktować jak kogoś z rodziny. Co mógł dla Niego więcej zrobić?

VI
Weronika

Przez biel chusty sączyła się krew i wsiąkał pot. Mogłaby tak długo trwać, gdyby nie żołnierz, który chwytając ją za ramię gwałtownym szarpnięciem odrzucił ją od Jezusa.
Nie zważała na jego krzyk. Patrzyła na twarz, która przed chwilą cała była zanurzona w jej chuście. I to spojrzenie wdzięczne. W jaki sposób, pomimo wielkiego cierpienia i odczuwanej pogardy można tak łagodnie patrzeć na człowieka? Patrzyła urzeczona. Nie mogła przestać patrzeć. Wpatrywanie dawało odczucie radości i bólu. Była po Jego stronie. Odczuła, że chciałaby wziąć za Niego krzyż. Poszłaby za Nim, gdyby tylko ją wezwał. A równocześnie czuła się wezwana, żeby iść tam, gdzie On idzie.
Spojrzała na chustę. Fala ciepła, wdzięczności i miłości ogarnęła ją całą. Zatrzymała Jezusa na chuście. On był. Był z nią blisko. Nie odszedł. Wszedł przez cierpienie i jej odwagę. Jedno i drugie, to miłość. Wszystko to, co pojawia się w naszym życiu, a wyraża się w odwadze, otwartości, prawdzie, współczuciu, służbie i szczerości – jest miłością.

VII
Drugi upadek

Upadek jest wyrazem tego, jak bardzo Jezusowi zależy na odzyskaniu nas. Nie upada, żeby pozostać na ziemi. Upada, żeby powstać. Człowiek grzeszy, gdy zaplącze się w wybory, decyzje niszczące jego życie. Spętany i sponiewierany sam sobie pomóc nie może. Nie może pomóc inny człowiek. Taką moc odzyskiwania człowieka posiada jedynie Bóg. Odzyskuje przez wielką swą miłość.
Jezus powstaje. W tej stacji dostrzegam to, czego na drodze krzyżowej nie było w sposób widzialny, lecz niewidzialny. Jezus podnosząc się z upadku, podnosi tych, którzy chcą odejść od grzechu, zmęczeni życiem, które przeobraziło się w piekło na ziemi. On bierze mnie w swoje ręce. Chwytamy się krzyża, a On go podnosi. W krzyżu jesteśmy wszyscy zanurzeni. Trzeba go mocno objąć, jak kochaną osobę, która dała nam kolejną i kolejną szansę na życie, a przez to na miłość.

VIII
Jezus pociesza

Jednym z najprostszych, a zarazem skutecznych sposobów dotarcia do ludzkiego serca, jest pocieszenie. Pociesza jedynie prawda. Tanie pocieszanie drażni, wyprowadza z równowagi, ubliża. Pocieszanie pozbawione tego, co odsłania przed człowiekiem prawdę o nim samym, jest stawianiem się w gronie jego nieprzyjaciół. Jezus mówi prawdę. „Nie płaczcie nade mną, ale nad sobą i nad waszymi dziećmi”. Płacz jest człowiekowi potrzebny, aby przejrzał i zobaczył przyczynę swoich upadków. Tam, gdzie płacz, tam szansa na opamiętanie się i pojednanie z Bogiem i ludźmi. Łzy oczyszczają i przywracają nas życiu w prawdzie i odpowiedzialności.
Nie chciał im zadać bólu. Cierpienie i ból są złem. Czyniąc zło, sprowadzamy na siebie kolejne, w postaci bólu i cierpienia, wyrzutów sumienia, poczucia przegranego życia, źle wykorzystanego czasu, odczuwania, że życie nasze było udawane, fałszywe. Czy to, co fałszywe, może cieszyć? Czyż nie cieszy człowieka prawdziwa biżuteria? Trwoży nas to, gdy płacimy duże pieniądze za coś, co okazuje się być falsyfikatem. Nasze zobowiązania, śluby, zapewnienia, dawane słowo. Z czasem okazuje się, że niewiele znaczą, a my razem z nimi w ludzkich kategoriach myślenia i oceny. Nie tak jednak patrzy Bóg, jak ocenia człowiek.
W tej stacji powracamy do postawy Jezusa. Cierpi i myśli o tych, którzy potrzebują pocieszenia. Wprowadza nas na drogę pocieszenia przez usłyszenie prawdy, „która pochodzi z ust Bożych”. Jedynie pocieszenie Boga, jest skuteczne w życiu człowieka. On pocieszając dotyka tych obszarów w nas, które nie są nam znane lub nie chcemy o nich pamiętać. „Prawda was wyzwoli”, ale i prawda nas pocieszy. Dystansowanie się do słów zaciemniających nasze życie, do słów pochlebców i ludzi fałszywych staje się wołaniem, jednym z wielu płynących z tajemnicy tej stacji. Słuchanie Jezusa objawiającego prawdę o nas samych, jest najpewniejszą drogą do pocieszenia, skruchy i dobrej modlitwy.

IX
Trzeci upadek

Ilość popełnionych przez człowieka grzechów przekłada się na jego samotność. Kto jej dotknie, kto ją zrozumie, kto będzie chciał wejść tam, gdzie trzeba wiele stracić, życie oddać, ośmieszyć się? Upadki Jezusa to wchodzenie w ludzką samotność, z której człowiek chce uciec, bo jej nie rozumie.
Cierpienie Jezusa i człowieka stwarza samotność i tęsknotę. Przeżywając w samotności nasze cierpienie, możemy spotkać Jezusa objawiającego nam siebie. Zarówno samotność i cierpienie są tajemnicą dorastania do nieba. Daje umiejętność stanięcia ponad, patrzenia wyżej i głębiej i szerzej na to, co dla człowieka wydaje się być koszmarem. Nic, co na nas przychodzi, nie jest tym, czego by Jezus nie przeżył w swoich upadkach na drodze krzyżowej. Upadki są pouczające dla tych, którzy nie uciekają od myślenia krytycznego o sobie i własnym życiu.

X
Obnażenie

Co jest szatą naszego Pana, w co jest przyobleczony? Okryty jest biedą ludzką: grzechami, namiętnościami, nieczystością, chciwością, przewrotnością, nienawiścią, niepokojem, lękami, zdradą, kłamstwem, tchórzostwem. Ojciec przyjmuje Syna, który dla nas, z powodu naszych grzechów, stał się jednym z nas.
W cierpieniu Jezusa, Jego samotności i miłości powracamy do Ojca. Ojciec zaś każe ściągnąć z Syna stare łachy, brudne i podarte ubranie, obrazujące jego odejście z domu Ojca. A teraz wraca. Powinien zostać przyobleczony w szaty królewskie, w pierścień na palec i sandały na nogi. Taki odarty, ale przyobleczony w miłość, powracający do  domu ze wszystkimi, których „dał Mu Ojciec”.

XI
Przybicie do krzyża

Przybicie Jezusa do krzyża powinno nas boleć. To, co zaboli, może przemienić. Sami nosimy wiele ran na swoim ciele. Rana, to miejsce bolesne w nas. Z niej emanuje prawda o nas. Pełniej uświadamiamy sobie popełnione zło, lub doznane krzywdy. Rany, jakie pozostawia w nas życie, bolesne doświadczenia zawierają program do stawania się człowiekiem świętym. Dzięki tej ranie szukamy lekarza, skutecznego w leczeniu, Jezusa Chrystusa. Nasze rany upokarzają nas, a równocześnie uczą pokory. Dzięki nim stajemy się osobami cierpliwymi, umiejącymi czekać na łaskę Boga, na Jego przyjście i zaradzenie temu, co przeżywamy. W ranach dojrzewamy, w nich kochamy, z nich czerpiemy siłę. One są źródłem siły do życia, do walki o piękny kształt człowieczeństwa.
Rany Jezusa są piękne. Ludzkie rany są piękne. Niosą w sobie zapowiedź nowego, przemienionego życia. Najczęściej myślimy o nich z niechęcią, łączymy je z grzechem. Lecz tam, gdzie jest grzech, tam również i walka. Grzech, to największe cierpienie, jakiego doświadczamy na ziemi. On powoduje rany w naszej psychice, uczuciach, wyobraźni. Rany uczynione przez grzech nie mówią jedynie o naszej słabości, lecz o potrzebie miłości. Jezus żyje w naszych ranach. Spotkajmy Go w nich. Kochaj Go w naszych ludzkich ranach, w słabości i nie dorastaniu.

XII
Śmierć na krzyżu

„Ojcze, w ręce Twoje, oddaję ducha mego”. Imię Ojca spaja całą Jego działalność: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. Bezwarunkowe oddanie Ojcu jest treścią życia Pana, Jego pokarmem. Jezus jednoczy się z Ojcem, również w swoim człowieczeństwie. Krzyż, miejsce przeklęte, staje się miejscem spotkania z Ojcem i miejscem naszego zbawienia. Podobnie i moja słabość, może być miejscem mojego spotkania się z Bogiem.
Krzyż może być tajemniczym miejscem spotkania z Ojcem. To, co jest przekleństwem życia, to, co należałoby wyeliminować, może stać się miejscem ofiarowania siebie. W każdym cierpieniu możliwy jest ten wybór: „Ojcze, w ręce Twoje oddaję moje życie, moje cierpienie”. Niech dojrzewa w nas świadomość powierzenia swojego życia, przez śmierć. Jezus nie broni życia, lecz je oddaje. Żeby dobrze umrzeć, trzeba komuś powierzyć swoje życie. Żeby dobrze żyć, trzeba komuś powierzyć swoje życie. Człowiekowi nie można powierzyć swojego życia tak, jak powierzamy je Bogu.

XIII
Zdjęcie z krzyża

Płacz Maryi przechodził w łkanie wstrząsające ciałem. Cierpiąc rodziła Syna dla tych, którzy Jemu uwierzyli. Jej boleść pozwala kochać. Jej łzy pozwalają powracać do Jezusa. Jej obecność do końca pod krzyżem, pomaga wierzyć i trwać przy Panu. Wszystko to, co działo się przy zdjęciu Jezusa z krzyża, było modlitwą i wołaniem o przejrzenie, usłyszenie i przebudzenie serc. On żył nie dla siebie i umarł nie dla siebie.
Na Golgocie powstała wspólnota. Zrodziła się z miłości i łez, bólu i smutku. Pokazuje przez wieki, jak powrócić do Boga. Nie ma innej drogi, jak przez Golgotę. Miejsce zwycięstwa miłości nad nienawiścią, prawdy nad fałszem, wolności nad zniewoleniem, czystości nad nieczystością, nadziei nad poczuciem beznadziejności i rozpaczy. „W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka. Kto Ciebie Boże raz pojąć może, ten nic nie pragnie, ni szuka”.

XIV
Złożenie do grobu

Niekiedy czujemy się jakby przywaleni wielkim kamieniem. Chłód, ciemność, samotności budzą w nas przerażenie. A kiedy uświadomimy sobie, że do tego miejsca, w którym żyjemy w odczuciu pozostawienia nas przez Boga i ludzi, zjawia się naraz Jezus, powraca nadzieja.
Pozwólmy, aby Jezus nas rozwiązał i nauczył „na nowo” chodzi po tej ziemi, patrzeć, rozmawiać z ludźmi, myśleć, modlić się, przeżywać smutek, samotność, radość i chwile szczęścia. Żyjmy, a nie wegetujmy. Cieszmy się życiem, a nie utyskujmy, że nic nie układa się po naszej myśli. Bierzmy z życia to, co służy naszej wolności i radości w Chrystusie. Poczujmy swoją godność i to, że jesteśmy UMIŁOWANI przez Ojca, który jest w niebie. Zmartwychwstaniemy!

Zakończenie

Panie Jezu, składamy Ci dzięki za wszystkie tajemnice odkupienia, za mękę, śmierć, zmartwychwstanie, które chciałeś przeżyć dla nas; za otwarcie tajemnic Twego Serca przebitego na krzyżu.
Utwierdź nas w naśladowaniu Ciebie, tak jak dałeś nam przejść drogę krzyżową; spraw, byśmy szły za Tobą na drodze życia. Także my, jak Apostołowie, pragniemy kontemplować i dotykać ranę Twego boku dla zrozumienia miłości, która przewyższa wszelkie rozumienie.
Prosimy Cię o żywą i delikatną wiarę, wytrwałą i pozbawioną niepewności, która przejawia się w czynach.
Uczyń nas prorokami miłości i sługami pojednania ludzi i świata w Tobie, aby świat otrzymał zbawienie, chwałę i radość Ojca. Amen.